Ehm, sama nie mogę uwierzyć
w to, co piszę. A jednak. Byłam anty fanką Justina odkąd usłyszałam w
radiu kawałek "Baby". Ugh, nie mogłam tego znieść. Ten jego dziewczęcy
głosik, ta staranie ułożona grzyweczka. A kysz, nie moje klimaty. Byłam
jedną z tych, które nie miały nic przeciwko wyśmiewaniu się z Justina.
Wszystko trwało do... kwietnia? Tak, to chyba był kwiecień. Do kwietnia
tego roku, gdy chłopak wysłał mi piosenkę "Boyfriend". Tsa... Negatywne
emocje aż się ze mnie wylewały, gdy zabrałam się do przesłuchania jej.
Pierwsze co sobie pomyślałam, to było "zaraz, zaraz. Czy to na pewno ta
piosenka? ON ma TAKI głos?!" I wpadłam po uszy. Słuchałam jej w kółko,
przez dobrych parę godzin, zanim poszłam spać. Potem dniami,
tygodniami... I zaczęłam się interesować życiem JB. Kurde, całkiem fajny
chłopak. Jego piosenki? Znałam tylko "Boyfriend" ale za namową mojego
chłopaka (znów On, dzięki Ci *.*) przesłuchałam płytkę.
OmójnajświętszyinajsłodszyJezusie. To są serio jego piosenki? "As Long
You Love Me", "All Around a World", "Fall" i reszta zresztą też... Po
prostu UWIELBIAM! I Justina też lubię, strasznie. Ogólnie ogromną
miłością pałam do rocka, punku i tego typu muzyki, ale Justin zaskarbił
sobie część mojego serducha. Huhu, się rozpisałam. Potrzebowałam tego.
Może i jeszcze nie "Belieber Forever" ale... kto wie co będzie kiedyś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz